niedziela, 20 września 2015

Sprawiedliwość

Niby nie tęsknię, unikam tego tematu, staram się nie przejmować i nie myśleć nad tym. Jednak, nawet spojrzenie na to doprowadza mnie do łez. Wylewam litry na coś, co jest już przeszłością. I nigdy już nie stanie się teraźniejszością. 
Gdzie tu logika? 

Nie licząc mojego kryzysu, pierwszej (chyba) w życiu sprawy, która mnie tak poruszyła, jest dobrze. Nie patrząc na kontuzję, jest wspaniale. 
Obiecałam wam fotorelację, właściwie to sobie, bo jestem jedynym czytelnikiem tego bloga. 
Proszę vverka, ofermo: 




















niedziela, 13 września 2015

IV Bieg na wieżę

Integracja przed finałowa :)
Ten rok nie jest moim najlepszym. Wpadam w kontuzję, wychodzę, mam krótki czas spokoju i od początku. Kiedy mam okres spokoju, gdzie mogę trenować, próbuję nadrobić te tygodnie strat. W środę wróciłam do okresu przerwy. W każdej wolnej chwili smarowałam w siebie różne specyfiki, skutki? Hmmm nie licząc braku tubki altacetu, ibuprofenu i połowie butelki wcierki rozgrzewającej, to... nic. I jak to biec, jak ja ledwo chodzę? 




12.09. Tak jak w zeszłym roku. Tyle, że sobota, nie piątek. Spotykamy się grupą biegaczy, jest nas dobre 50 osób, fajna kameralna impreza. Patrzę na listy startowe, jestem 1 w grupie K, widzę, że jakieś nadzieje we mnie pokładają. Orientacyjna godzina startu 11:10. Idę się rozgrzać. Od czego zacząć? Trucht, dobra decyzja. Luźne 2 kółka wokół placu Jadwigi, nie wykonalne, w połowie zaczynam iść. Załamana, idę i myślę o tym, żeby się wycofać i skończyć ten cyrk. Zaczynam biec, znaczy się, przebierać nogami jak do biegu, ale w tempie marszu. Biegnę. Boli, achiles pokazuje, że jest i nie da mi dzisiaj za wygraną. 

Widać, że nie zmęczona. 



Rozciąganie. Tu sytuacja trochę łatwiejsza, chyba, że mowa o prawej nodze. 
11:04 idę w stronę strefy startowej. Nawiązuję parę znajomości, ludzie patrzą się na mnie jak na wariata, nie dziwię się im. Też o sobie tak myślałam. Idę dalej. Staję na 1 macie. Odważnie. Czekam i czekam. Słyszę "szybko im poszło, za 50 sekund rozpoczynamy start pierwszej serii kobiet". Ekstra myślę. Potem tylko 5...4...3...2...1... i biegnę. Biegnę tak po prostu, zakręt w prawo, achilles krzyczy w niebo głosy, wyrzuca mnie na lewą stronę, jeszcze tylko kilka metrów i schody. Parę schodków, takie tam 218, jakieś 70 metrów nad ziemią. Potem zaczynam iść. I biec. Wchodzę na górę, na twarzy mam banana. Przejeżdżam ręką po achillesie, parzy. Ale to nie był moment na użalanie się nad sobą. Dwa łyki izotonika i mogę biec drugi raz, tyle mam siły. Wszyscy patrzą się na mnie jak na wariata, normalka. Schodzę na dół i myślę sobie "Już po wszystkim, nie załapiesz się do finałów". Próbuję iść, mamy problem. Akcja ibuprofen i wcieramy. Po krótkim czasie zaczynam chodzić. I biegną kolejne osoby.


Ogłoszenie osób zakwalifikowanych do finałów. Jestem tam. CO JA TAM ROBIĘ! Faktycznie, jestem, zajmuję 7 miejsce, co oznacza, że biegnę trzecia. Szans na pudło nie ma, myślę czy się wycofać. Wracam do list z nadzieją, że pomyliłam kartki. Jestem tam nadal. Nie podoba mi się to. Patrzę na prędkość. Widzę ponad 19,5 km/h, pomyłka? Boję się wiedzieć co, byłoby gdybym biegła bez kontuzji, pudło, byłoby możliwe, bardzo realne. 
Znowu trucht, ciężej niż za pierwszym razem, ale da radę. Nagle słyszę, że coś mi strzela, zatrzymuję się i kulawym spacerkiem wracam. Biegnę na suchara, chcę dobrze wyjść na zdjęciu. Trochę rozciągania, skipów na lewą nogę, dużooo kręcenia prawą noga i biegnę. Było lepiej niż w eliminacjach, wolniej, ale lepiej. 4 sekundy różnicy. 

Banana smile!


Dlaczego większość była w prawo!?



Podoba mi się to foto :D 



Incognito

Radość przed startowa :)

Mówią, że jestem ponurakiem. 


Zawody mimo kontuzji skończyłam na 7 miejscu w kategorii kobiet. Za rok pokażę, że to nie był mój dzień. Obecnie ledwo co się poruszam, łykam tabletki, wcieram maści, wcierki i żele. Liczę, że 2 tygodnie mi wystarczą na powrót do zdrowia i formy.

piątek, 4 września 2015

Nienawidzę

Na ten tekst natchnęłam się w "Internetach", trochę go przerobiłam,a teraz chcę pokazać Wam go.

Nienawidzę ludzi, bo są materialistami i widzą piękno tylko tam, gdzie jest więcej pieniędzy.Nienawidzę ludzi, bo zmierzają co raz bardziej ku upadkowi jakichkolwiek wartości i zasad moralnych.
Nienawidzę ludzi, bo wyznacznik tego co jest dla nich ważne w życiu i co powinno im się podobać mówią im gazety i programy w TV.
Nienawidzę ludzi, bo panuje wśród nich znieczulica i nawet każde zwykłe zwierzę ma więcej uczuć niż oni sami.
Nienawidzę ludzi, bo oceniają innych po wyglądzie i przez pryzmat tego co posiadają.
Nienawidzę ludzi, bo tylko oni są wstanie się sk**wić dla kawałka papieru zwanego pieniądzem.
Nienawidzę ludzi, bo choć równo dymają ich politycy i tak dalej idą na wybory i posłusznie głosują.
Nienawidzę ludzi, bo ranią jeśli ktoś wygląda inaczej niż wyznacznik piękna przekazywany przez 'media' czy przekraczają wskaźnik wagowy podany przez jakiegoś pseudonaukowca.
Nienawidzę ludzi, bo niszczą Tą planetę, śmiecą, psują krajobraz...
Nienawidzę ludzi, bo są zapatrzeni w siebie, nie obchodzą ich bliźni tylko własne wpływy.
Nienawidzę ludzi, bo jak nawet raczą komuś pomagać to i tak dla własnych wpływów albo sprzedają to jako produkt w TV i robią z siebie bożków, gdyż komuś pomogli.
Nienawidzę ludzi, bo jedynym wyznacznikiem inteligencji są dla nich pokończone kierunki studiów.
Nienawidzę ludzi, bo rano pchają się do komunikacji miejskiej, nie widząc nic po za tym że muszą być na czas, biegną jak bydło.
Nienawidzę ludzi, bo traktują nie równo swoje potomstwo - jak ktoś ma więcej niż 1 dziecko to zawsze są lepsi i gorsi, u zwierząt jest zawsze po równo.
Nienawidzę ludzi, bo myślą, że są wolni jak się naćpają i opiją piwska.
Nienawidzę ludzi, bo udają bogatych, a tak naprawdę toną w długach.
Nienawidzę ludzi, bo muszą ciągle się dowartościowywać gdzie to nie byli, co to nie wiedzieli, czego to nie mają - zdjęcia w portalach społecznościowych pokazują to najlepiej.
Nienawidzę ludzi, bo zniszczyli żywność w pogoni za większymi zyskami.
Nienawidzę ludzi, bo zakłamują rzeczywistość, nawet jak coś jest dobre to sprzedaje się to jako coś złego, żeby wpoić społeczeństwu na siłę, iż to jest złe i dążyć ku dalszemu rozpierdunkowi świata.
Nienawidzę ludzi, bo nie potrafią się dzielić, oszczędzają i trzymają to co posiadają jakby mieli żyć wiecznie, a w tym samym czasie kiedy oni martwią się o wnuków swoich wnuków.
Nienawidzę ludzi, bo poddają się systemowi. Choć ludzi wpływowych jest garstka to i tak są zniewoleni przez siłę pieniądza, a mogliby się zjednoczyć i przeciwstawić.

NIENAWIDZĘ LUDZI! TAK SIEBIE TEŻ NIENAWIDZĘ!

Co myślicie na ten temat? Przepraszam, za tak pesymistyczny post, ale mam obecnie taki nastrój. Sorry. Obiecuję, że następny będzie bardziej optymistyczny ;)