środa, 17 czerwca 2015

Śmierć na sali

LIVE BY LIFE



Od ostatniego posta nic się u mnie specjalnego nie działo. Codziennie wstaję po godzinie 5, zazwyczaj jest to 5:15 lub 5:20 robię to co mam zrobić i się uczę do miej więcej 7:00. Później szybka akcja autobus i jedziemy do szkoły.... Lekcje codziennie zaczynam o 8:00, to znaczy mam 2 razy na 8:55, ale rano mam zajęcia fakultatywne. Szkołę kończę najwcześniej o 15:20. Dwa razy w tygodniu zostaję do 16.15, kto wymyślił tak późno lekcje?! Zdarza się, że muszę zostać dłużej. Kiedyś wracałam do domu po 21. Porażka. Potem daję sobie trochę czasu wolnego i znowu się uczę... Idę spać po 23,24. Różnie z tym bywa. Nie mogę się doczekać wakacji, choć mam dość ambitne plany na nie jeżeli chodzi o naukę, ale i tak wyczekuję na nie.

ŚMIERĆ NA SALI
Wiem, temat tego postu może wydawać się trochę dziwny, ale właśnie o to chodziło mi: śmierć na sali, konkretniej sali gimnastycznej, która pełniła rolę "teatru" . Dzisiaj robiliśmy przedstawienie na pożegnanie 3 klas gimnazjum. Tematem był Sąd Ostateczny. Osądzaliśmy dusz (absolwentów), było sporo śmiechu. Ja miałam jedną z ważniejszych ról, choć nie najważniejszych. Byłam śmiercią. Pierwszy raz w tej szkole byłam zaangażowana w jakiś "apel". Nie powiem, że było łatwo, bo nawet wczoraj na próbach szło nam beznadziejnie. Zaplecze muzyczne, scenografia, ruch sceniczny i tak dalej było do bani. Dzisiaj wyszło nam to całkiem przyzwoicie. Fakt, zapomniałam tekstu z 2 razy, ale jakoś z tego wybrnęłam, ponoć nawet nie było słychać.






4 komentarze: